Gazeta e-Metro opisała perypetie rodziców sześciolatków ze Szczecina, którzy zaufali MEN i posłali sześciolatki do pierwszej klasy. Dziś słyszą, że ta klasa zostanie rozwiązana, a dzieci rozdzielone. Poszło o 0,7 dziecka. Absurd? Nie dla szczecińskich urzędników.
W klasie IH w szkole podstawowej nr 16 uczy się dziś 20 dzieci, w większości sześcioletnich. Rodzice dali się przekonać namowom MEN i ratusza, że sześciolatki w szkole dostaną dobrą opiekę i bezpieczeństwo. I tak się stało. Sześciolatki radzą sobie z nauką, a klasa błyskawicznie się zgrała. Teraz jednak klasa - jako najmniej liczna - ma być rozwiązana, a dzieci przydzielone do klas równoległych. Powód: zarządzenie ratusza, że średnia liczba uczniów w klasie szkoły podstawowej nie może być mniejsza niż 24.
W SP nr 16 jest osiem klas pierwszych (w większości złożonych z siedmiolatków). Średnia uczniów w klasie: 23,3. Czyli o 0,7 dziecka za mało. - Usłyszałem w wydziale oświaty, że skarbnik położył rękę na organizacji klas i trzeba szukać oszczędności. Oświata pochłania aż 40 proc. budżetu miasta. Jedną klasę muszę zamknąć - tłumaczy Marek Niedzielski, dyrektor szkoły. Wytypował IH, bo najmniejsza i złożona w większości z dzieci spoza rejonu.
Dyrektor przyznaje, że klasa mogłaby zostać, gdyby udało się zachować pozory dla urzędników - tj. dokooptować czworo uczniów. Rodzice zaczęli więc poszukiwania - w desperacji zamieścili nawet ogłoszenie na lokalnym portalu, by zapisywać się do ich klasy. Na razie - bez skutku. Planują zaalarmować rzecznika praw dziecka i posłów z regionu, szczególnie tych, którzy namawiali do posyłania sześciolatków do pierwszej klasy. - Jesteśmy zniesmaczeni. Najpierw się nas przekonuje do reformy a potem mówi: radźcie sobie sami - denerwuje się jedna z mam, Joanna Sobieska-Bugaj.
Ratusz w Szczecinie na nasze pytania o sprawę nie odpowiedział. MEN jak zwykle nie widzi powodu do interwencji. - Podstawowym celem przekazywania kompetencji samorządom jest, aby decyzje dotyczące lokalnej społeczności były podejmowane przez osoby funkcjonujące w środowisku, będące blisko społeczności każdej szkoły i potrafiące ocenić jej potrzeby - czytamy w odpowiedzi biura prasowego resortu.
Komentarz DWW: Rozumiemy racje obu stron. Trudna sytuacja finansowa samorządów i konieczność racjonalizowana wydatków powoduje, że samorządy szukają oszczędności i oglądają dokładnie każdą złotówkę przed jej wydaniem. Cierpi na tym edukacja, bo przecież nie ulega wątpliwości, że mniej liczne klasy, szczególnie początkowe, to lepsza możliwość indywidualnej pracy z uczniem, co szczególnie jest istotne w pierwszych latach nauki. Niestety, ekonomia ma inne zdanie na ten temat.
Z drugiej strony postawa rodziców jest zrozumiała, a ich argumenty logiczne. Podoba mi się desperacja, a właściwie aktywność rodziców, którzy rozpoczęli akcję zachęcania innych do zapisania swoich dzieci do ich klasy i wtedy widmo rozbicia zżytych ze sobą sześciolatków zostanie oddalone, jednak wynik póki co jest marny.
Nie podzielamy jak czyni to Metro, opini że absurdalne są działania podejmowane przez warszawski ratusz.
I niestety, nie widzimy szansy na salomonowe rozwiązanie tej sprawy. A może ktoś z Czytelników zechce podpowiedzieć, jak najlepiej wybrnąć z tego sześciolatkowego pata?