Ten serwis używa cookies i podobnych technologii, brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Więcej »

Zrozumiałem

Samorządowcy z rezerwą o ograniczeniu kadencyjności

Samorządowcy z rezerwą o ograniczeniu kadencyjności fotolia.pl

​Szefowie ogólnopolskich korporacji samorządowych krytycznie oceniają pomysł prezesa PiS, aby w najbliższych wyborach samorządowych nie mogli startować wójtowie, burmistrzowie oraz prezydenci miast, który w swoich gminach rządzą co najmniej dwie kadencje z rzędu.

Natomiast sama idea ograniczenia możliwości pełnienia funkcji włodarza spotkała się z różnymi komentarzami.

Ludwik Węgrzyn, prezes Zarządu Związku Powiatów Polskich, starosta bocheński dopuszcza taką możliwość. A to dlatego, że jak powiedział w rozmowie z Dziennikiem Warto Wiedzieć, po wielu latach pracy człowiek „się zużywa”. – Jest jednak druga strona medalu, są wyborcy, którym dano możliwość wyboru – dodaje. O zmianie w samorządowym kodeksie wyborczymi zdaniem prezesa ZPP można byłoby myśleć, pod dwoma warunkami. Pierwszym byłoby wydłużenie czasu trwania kadencji, np. do 5 lat. Drugim jest stworzenie mechanizmu wykorzystania tych, którzy nie będą już mogli kandydować, co jest szczególnie istotne w małych gminach. – To osoby doświadczone, często jeszcze młode, których wiedzę warto wykorzystać a nie marnować – wyjaśnia. – Chodzi o płynne odchodzenie. Ten kto nie zostanie wybrany, będzie mógł, o ile będzie chciał pełnić np. przez rok funkcje doradcze w innej jednostce samorządowej – kontynuuje Ludwik Węgrzyn. Ewentualne zmiany nie mogłyby zadziałać wstecz, gdyż mogłyby skrzywdzić wiele osób, które od lat piastują swoje funkcje, wzorowo się z nich wywiązując.

- W postulatach, które PiS wyartykułował pominięto dwa szczeble samorządu – zauważa prezes ZPP. – Nikt nie mówi jaki będzie ustrój samorządu powiatowego, mam na myśli jak będzie wybierany organ wykonawczy. Czy będzie zarząd? Dotyczy to także samorządu wojewódzkiego – stwierdza. – A przecież, gdyby dokonywać zmian ustrojowych w samorządzie, to trzeba by to zrobić porządnie i kompleksowo – ocenia Ludwik Węgrzyn. Prezes negatywnie odnosi się do propozycji, aby kandydaci na radnych mogli być zgłaszani tylko z list partyjnych.

Marek Olszewski, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP, wójt gminy Lubicz zwraca uwagę na to, że nowe propozycje oznaczałyby ograniczenie swobód obywatelskich. – To przecież wyborcy decydują o tym, kto jest wójtem, prezydentem, burmistrzem. A politycy chcieliby mieć na to większy wpływ, co na pewno nie kojarzy mi się z demokracją – zauważa w rozmowie z Dziennikiem Warto Wiedzieć.

- Jeśli powodem zmiany miałaby być likwidacja układów, to warto może zastanowić się nad poszerzeniem tej zasady. Wyobrażam sobie jak bardzo zmieniłoby się życie polityczne w kraju, gdyby reguła ta dotyczyła także parlamentarzystów – komentuje Marek Olszewski. Zdaniem przewodniczącego ZGWRP w wypowiedziach polityków daje się zauważać niepełną wiedzę o funkcjonowaniu samorządu w Polsce. - To wójt, burmistrz i prezydent miasta jest najbliżej mieszkańców. To on jest rozliczany z zadań własnych i nie własnych. Wyborcy, oddając głos na tę samą osobę po raz kolejny – trzeci czy czwarty – robią to bardzo skrupulatnie – mówi. – Może 50 lat temu tak było, że rodził się personalny układ, ale przy obecnej mobilności, jawności lokalnego życia publicznego, to wybory są zgodne z wolą mieszkańców i tę wolę należy im pozostawić – zauważa. Odnosząc się do pomysłu, aby radnych wybierano z list partyjnych, Marek Olszewski nazywa go zamachem na demokrację. – Byłoby bardzo źle gdyby partie determinowały wszystkie wybory. Owszem, one są konieczne, ale w parlamencie, czy województwie. Przeniesienie takiego rozwiązania na szczebel gminy jest nieporozumieniem – podaje.

Wojciech Długoborski, prezes Zarządu Unii Miasteczek Polskich, zastępca burmistrza gminy Chojna przypomina, że ograniczenie kadencyjności w samorządach jest realizacją programów wyborczych większości partii politycznych, nie tylko PiS. Jednocześnie niepokojące w usłyszanych od prezesa PiS aktualnych propozycjach jest to, aby zmiany zadziałały wstecz. Choć prawo dopuszcza takie przypadki, to musza one mieć ważne uzasadnienie. – Czy tutaj są ważne powody, to pytanie do wnioskodawców. Same hasła dotyczące koterii, powiązań, to tylko hasła, które trzeba udowodnić. Natomiast ja jestem przeciwny zadziałaniu prawa wstecz – tłumaczy Dziennikowi Warto Wiedzieć. Zdaniem Wojciecha Długoborskiego ograniczenie możliwości urzędowania tylko do dwóch kadencji jest dyskusyjne. – Można na przykład zweryfikować tego dobrego wójta czy burmistrza, podnosząc mu próg wyborczy w odniesieniu do trzeciej kadencji. Na przykład musiałby osiągnąć 2/3 ważnie oddanych głosów, aby zostać na kolejną – proponuje. Problemem przy dwóch kadencjach może być to, że w czasie pełnienia tej drugiej, już ostatniej włodarz może odczuwać demotywację, wiedząc, że już więcej nie będzie mógł kandydować i piastować danej funkcji. – Warto wziąć ten aspekt pod uwagę i znaleźć rozwiązanie, np. znacznie wydłużając czas trwania kadencji. Niektóre niemieckie landy mają 8-letnie kadencje dla burmistrzów – wskazuje prezes UMP. – Można wtedy wprowadzać dodatkowe elementy weryfikacyjne dla wójta czy burmistrza na tak długi okres, np. możliwość odwołania. To wszystko wymaga przemyślenia. Nie jest to takie proste, jak się wydaje. Wymaga dalszej debaty, zwłaszcza, że dziś mamy tylko zapowiedzi a diabeł jak wiadomo tkwi w szczegółach – dodaje prezes UMP. – Nikt nie broni realizować swoich programów wyborczych, ale muszą one być pokazane, logiczne i skonsultowane – mówi.

Podobnie, jak poprzednicy, także Wojciech Długoborski negatywnie odnosi się do wyboru z listy partyjnej. – Wybór jest na człowieka a nie na listę – zauważa.

Zygmunt Frankiewicz, prezes Zarządu Związku Miast Polskich, prezydent Gliwic wątpi w pobudki stojące za ograniczeniem liczby kadencji. – Argumentem za tym odgórnym – i w mojej opinii uznaniowym – ograniczeniem ma być sprzyjająca ponoć długiemu urzędowaniu tendencja do powstawania przeróżnych, często kryminalnych, patologii. Teza ta obecna od pewnego czasu w naszej debacie publicznej nigdy nie została jednak potwierdzona konkretnymi, wiarygodnymi danymi – pisze w artykule pt. "Wiele kadencji to szansa", opublikowanym 15 lutego 2016 r. w dzienniku Rzeczpospolita. - Postulat limitu kadencji organów wykonawczych gminy to pomysł nie tylko zły, ale wręcz potencjalnie ograniczający tempo rozwoju naszego kraju. Polskie samorządy odpowiadają za 45 proc. wydatków sektora finansów publicznych (bez ZUS i NFZ), w tym za 75 proc. środków publicznych przeznaczanych na inwestycje. Rozwój Polski od 25 lat dokonuje się przy znaczącym udziale administracji lokalnej. Jeżeli mamy jako państwo ambicję, by zwiększać tempo tego rozwoju, to powinniśmy umiejętnie gospodarować zasobami. Spora grupa doświadczonych, odnoszących sukcesy samorządowców jest z całą pewnością zasobem, którego nie warto odrzucać – dodaje.

Zdaniem prezesa ZMP sposobem na wygranie wyborów w miastach nie jest długi staż i wpływy z tego wynikające. - Wyborcy, wbrew temu jak często traktują ich politycy, są dobrze zorientowani i dojrzali. To nie jest przypadek, lecz konkretne efekty, demokratyczna weryfikacja dokonań samorządowców jednak działa – podaje w swoim artykule Zygmunt Frankiewicz. Przyznaje on przy tym, że istnieją w Polsce gminy, w których niewiele się dzieje, gdzie tworzą się niezdrowe powiązania. Ustawowe ograniczenie liczby kadencji mogłoby w takich miejscach wymusić korzystne zmiany. - W moim przekonaniu nie jest to jednak dostateczne usprawiedliwienie, ponieważ strat byłoby znacznie więcej niż korzyści. Szczególnie w dużych i średnich miastach – argumentuje.

Olgierd Geblewicz, prezes Zarządu Związku Województw RP, marszałek województwa zachodniopomorskiego negatywnie odnosi się do ostatnich pomysłów PiS.

- W ocenie mojej i zdecydowanej większości marszałków ta propozycja jest kolejnym elementem wojny z samorządami, które obecnie są na celowniku PiS. Sugerowane przez partię rządzącą wprowadzenie zasady kadencyjności z mocą wsteczną pokazuje prawdziwe, złe intencje – twierdzi w rozmowie z Dziennikiem Warto Wiedzieć. Prezes ZWRP zapewnia, że ludzie samorządu są pragmatykami i potrafią dyskutować o każdym rozwiązaniu, także z zakresu ordynacji wyborczej, które ma na celu realne usprawnienie pracy samorządów i ich funkcjonowania z korzyścią dla mieszkańców. - Można sobie wyobrazić również pozytywne efekty proponowanych rozwiązań, lecz niestety nie brakuje tu przede wszystkim negatywnych następstw. PiS unika rzetelnych debat, a organizowane przez nich konsultacje mają charakter fasadowy, są przysłowiowym listkiem figowym do decyzji, które zapadły już wcześniej bez udziału zainteresowanych. Najlepszym przykładem jest pozorna dyskusja z samorządowcami na temat zmian w systemie edukacji – zaznacza.

- Dlatego nie mam wątpliwości, że ta propozycja nie jest powodowana chęcią autentycznego usprawnienia funkcjonowania państwa – a w tym zakresie wiele jest jeszcze do zrobienia, czy też lepszego wykorzystania gigantycznego potencjału samorządów. Jest to czysta, doraźna i krótkowzroczna praktyka polityczna zmierzająca do szybkiego przejęcia przez PiS jak największej władzy w samorządach, czemu na przeszkodzie stoją bardzo często niezwiązani z żadnymi ugrupowaniami samorządowcy. Czytelnym sygnałem tych dążeń jest stopniowe odbieranie kluczowych kompetencji samorządom przy jednoczesnym przerzucaniu na ich barki obowiązków wynikających z bieżącej polityki PiS, a co za tym idzie – późniejszych konsekwencji tych działań. Niestety demontaż samorządu w Polsce w dłuższej perspektywie odbije się na jakości życia mieszkańców gmin, powiatów i regionów – zauważa prezes ZWRP.

Niedz., 22 St. 2017 0 Komentarzy
Sylwia Cyrankiewicz-Gortyńska
sekretarz redakcji Sylwia Cyrankiewicz-Gortyńska