- Systemu edukacji nie powinno się zmieniać częściej niż raz na 20 lat, bo tyle trwa nauka – od okresu przedszkolnego po wyższe studia. Dopiero po jego przejściu można ocenić skuteczność całego cyklu dydaktycznego. Ta zmiana następuje za wcześnie – bez przejścia tego całego cyklu – mówi w rozmowie z Dziennikiem Warto Wiedzieć Marek Olszewski, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP, współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, współprzewodniczący Zespołu Edukacji, Kultury i Sportu KWRiST, wójt gminy Lubicz.
Dziennik Warto Wiedzieć: 9 stycznia Prezydent podpisał ustawę wprowadzającą prawo oświatowe i prawo oświatowe. Jakie problemy dla samorządów może stworzyć reforma oświaty?
Marek Olszewski: Przede wszystkim to, co powtarzamy od samego początku, czyli że mamy bardzo mało czasu na jakiekolwiek działania związane z wprowadzaniem reformy. My jesteśmy w kłopocie, ale nie tylko samorządy w nim będą. Dotknie to również tych, którzy będą z nami współpracować, np. kuratoria. One także będą musiały sobie z tym poradzić.
Pan Prezydent wykorzystał cały przysługujący mu czas na zastanowienie, dlatego mamy bardzo mało czasu na wprowadzenie sieci szkolnej. Każdy samorząd będzie miał swoje specyficzne problemy. Dlatego może się zdarzyć, że np. w dużych miastach dla dzieci i ich rodziców zmiany nie będą aż tak uciążliwe. Może zdarzyć się tak, że dziecko będzie chodziło do innej szkoły, na innej ulicy. Miasta mają z kolei do przerobienia, zorganizowania ogromną liczbę placówek. Zadanie to będą miały do wykonania w ciągu kilku tygodni. Gminy wiejskie natomiast będą miały kłopot związany z tym, że nie każda szkoła, która w tej chwili jest szkołą sześcioklasową nadaje się na potrzeby szkoły ośmioklasowej. Na przykład nie ma pracowni, jest za mała. Nie ma sali gimnastycznej albo ma małą salę gimnastyczną, która starcza na wychowanie fizyczne dla dzieci małych, ale dla piętnastolatków to już może nie bardzo. Być może będzie musiała być wprowadzona dwuzmianowość.
DWW: Zatem nie jest tak łatwo z organizacją całego procesu dydaktycznego?
MO: Tak. Izby lekcyjne dla mniejszych dzieci nie nadają się dla starszych, np. piętnastolatków, którzy mogą nie zmieścić się przy stolikach. Podobnie może być z mniejszą toaletą. Więc jeżeli ktoś sobie myśli, że wprowadzić dwa roczniki młodzieży już starszej do małej szkoły podstawowej i nie trzeba będzie wymieniać sprzętu, tworzyć pracowni, przebudowywać korytarzy, itd., to się grubo myli. To nie zna życia szkoły.
Będą problemy jeszcze inne. W zespołach szkół one mogą nie być take odczuwalne. Ale jeśli na potrzeby danej wsi wybudowano gimnazjum, to może się okazać, że ono się już na nic nie nadaje. Może być za małe na szkołę podstawową. A chciałem przypomnieć, że 9 % gmin wiejskich spłaca jeszcze kredyty zaciągnięte na ich budowę.
Ja może w tej chwili mówię o całej masie szczegółów, które z punktu widzenia celów, jakie sobie ustawodawca założył może wcale dla niego nie są nawet istotne. Możne powiedzieć, że samorządy trochę marudzą, ale nasza praca składa się z drobiazgów. To my musimy wszystko zorganizować, kupić odpowiednie krzesełka, umieścić pisuary na odpowiedniej wysokości, itd. Musimy sobie wyobrazić zatem jak wygląda szkoła ośmioklasowa, gdzie po tym samym budynku, tych samych schodach i korytarzach chodzą siedmiolatki i piętnastolatki.
DWW: Nie ma chyba budynku szkoły, który nie wymagałby prac adaptacyjnych.
MO: Zgadza się. To oczywiście nie nastąpi 1 września 2017 r., ale w kolejnych latach. Problemy będą się pojawiać z każdym miesiącem funkcjonowania nowego ustroju szkolnego.
Ustawodawca uczynił nas przede wszystkim odpowiedzialnymi za organizowanie i funkcjonowanie szkół, dlatego o tym mówimy. Możemy razem z dziećmi i rodzicami martwić tym, że od września nastąpią zmiany. Do 15 maja nauczyciele powinni wiedzieć czy i gdzie będą pracować, czego będą uczyć. A to przecież musi być dostosowane do podstaw programowych, do ramowych podstaw nauczania a te są dopiero w przygotowaniu. W ślad za tym powinny zostać napisane podręczniki – przynajmniej dla trzech klas: I, IV i VII. A ponieważ prace nad nimi jeszcze się nie zakończyły, więc możemy się razem z rodzicami i jako rodzice także martwić, czy zdążą powstać. Nawet jeśli to się uda, to powstaną one w wielkim pośpiechu, a to zawsze wiąże się z popełnianiem błędów… To tylko garść problemów, które rząd szykuje uczniom, rodzicom, samorządom, a także sobie. I to na własne życzenie…
DWW: Nie obejdzie się ponadto bez ruchu kadrowego wśród nauczycieli.
MO: Ciężko powiedzieć ile w ciągu najbliższych lat etatów zniknie. Ale wiemy już na pewno, że część „przedmiotowców” nie będzie miała stałej szkoły. Ile tej jednociągowej biologii czy fizyki będzie? Dwie czy trzy godziny? Więc nauczyciel, żeby zebrać cały etat będzie jeździł po całej gminie i w zasadzie nigdzie nie będzie u siebie. Kto zna pracę nauczyciela, to wie, że taki wędrowny nauczyciel nie jest idealny z punktu widzenia dydaktycznego.
Co więcej, prawdopodobnie nie wszystkie małe szkoły się utrzymają. Niektóre samorządy będą chciały zostawić sześć klas a klasy VII i VIII na przykład dowozić do byłego zespołu szkół, żeby nie tworzyć pracowni, uniknąć łączenia roczników w jednym wielkim budynku, itd. To będzie wiązało się z uratą stanowisk przez dyrektorów szkół. W skali kraju to nie jest problem, ale lokalnie kilkaset takich przypadków na pewno będzie. A to także stanowi dyskomfort dla wszystkich.
DWW: Jednak premier Beata Szydło chwali reformę mówiąc, że dobra zmiana wreszcie zawitała także do oświaty…
MO: Nie wszyscy jesteśmy przekonani, czy reformę trzeba wprowadzać tak szybko i czy w ogóle była ona konieczna. Również dlatego, że system edukacji powinien być dostosowany do czasów, w których funkcjonuje.
Pamiętam wprowadzanie systemu, który obecnie istnieje. Sam go wprowadzałem u siebie w gminie i była jakaś jego wizja – szkoły sześcioklasowej i gimnazjum, które będzie miało najlepszych nauczycieli, do którego dziecko warto tym gimbusem dowieźć, bo po prostu będzie miało lepsze warunki. Dostosowano do tego sposób finansowania na ucznia, bo upodmiotowiono ucznia. Wprowadzono system awansu dla nowego nauczyciela, żeby miał system motywacji. Oczywiście nie wszystko funkcjonuje idealnie, są pewne niedociągnięcia…
Jednak, gdy wprowadzałem gimnazja, to rozumiałem dlaczego. Sens obecnej reformy nie do nie całkiem rozumiem. Niby wiadomo, że ideą przewodnią zmian jest wprowadzenie czteroletniego liceum. Jednak prawdziwym eksperymentem pedagogicznym będzie – moim zdaniem – wprowadzenie ośmioletniej szkoły podstawowej.
DWW: Taki podział już kiedyś funkcjonował…
MO: Założenie, że skoro kiedyś to działało, to i teraz też zadziała jest błędne. 15-latek 20 czy 17 lat temu a teraz nie ma porównania. Dzisiejszy 12-13-latek jest inaczej ukształtowanym człowiekiem. To są inne nastolatki powiedziałbym. Wtłoczenie ich do szkoły podstawowej jest problemem.
Na wsi jeszcze jest jeszcze jeden kłopot. Dziecko było blisko domu 9 lat, teraz będzie 8. O rok wcześniej pójdzie do szkoły, która jest dalej. To dodatkowy kłopot wychowawczy i zmartwienie dla rodziców.
DWW: Pojawiają się także argumenty, że dla ucznia słabszego, dla jego psychiki na korzyść działa dłuższa edukacja obowiązkowa. Dlatego gimnazjum jest dobre. Uczeń nie musi tak szybko podejmować decyzji co dalej. To daje pewien komfort.
MO: To wszystko prawda. Kiedy jako strona samorządowa Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego wydawaliśmy opinię negatywną dla tej ustawy, na pierwszym miejscu postawiliśmy zarzuty błędnej diagnozy gimnazjów. Przytaczano diagnozę aktualną 5 czy 6 lat temu. Ona jest już nieaktualna! Jak się rozmawia z nauczycielami, to oni sami mówią, że początki wprowadzania reformy, gimnazjów nie były łatwe. Teraz zauważają, że uczniowie poczuli więź ze szkołą o nazwie gimnazjum i że uczniowie III klasy gimnazjum są naprawdę dość dojrzali. To już jest taka młodzież.
Ten system tak naprawdę dopiero zaczął działać. A modelu oświaty nie powinno się zmieniać częściej niż raz na 20 lat, bo tyle trwa nauka – od okresu przedszkolnego po wyższe studia. Dopiero po jego przejściu można ocenić jego skuteczność. Dlatego ta zmiana następuje za wcześnie.
DWW: Obecnemu systemowi stawia się zarzuty, że źle uczy.
MO: To, że młodzież jest nieoczytana, że dzisiejszy maturzysta wie mniej niż 20 lat temu wynika z czego innego – z innych metod nauczania, z innej percepcji. Tamten maturzysta był „przedkomputerowy”, ten nie lubi się uczyć na pamięć. To jest zupełnie inna historia. Ja nie wiem dlaczego profesorowie Waśko i Legutko, którzy tak naprawdę stoją za tą reformą uparli się oceniać wszystko metodami tak dziś już niewspółczesnymi.
Miałem okazję uczestniczyć w spotkaniach z profesorami w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wtedy prof. Legutko wyraźnie opowiadał się przeciwko gimnazjom. Pamiętam też, że sam prezydent Lech Kaczyński nie miał wcale przekonania, że sześciolatek to nie nadaje się do szkoły. Nic takiego nie mówił. Nie wiem skąd to się teraz wzięło.
DWW: A co z finansowaniem reformy?
MO: Subwencja jest obniżona w stosunku do pierwotnego komunikatu. Nie ma w niej tak naprawdę nic, co by nas wsparło w tej reformie. Dano pieniądze na sześciolatka, i trudno, żeby było inaczej, skoro jest objęty przygotowaniem przedszkolnym i dobrze, że to zauważono.
Niecałe 400 mln zł, jakie zostają w wyliczenia resortu edukacji na podwyżki dla nauczycieli to jest tak plus minus 1 % podwyżki. Pani minister Zalewska mówi, że nauczyciele dostaną co najmniej 1,3 %. Więc już widać, że to my do tego dołożymy. Nie bierze się natomiast pod uwagę całego szeregu działań przygotowawczych, które samorząd będzie musiał podjąć. Nie będzie na nie pieniędzy.
Innymi słowy wszystko wydamy i jeszcze dołożymy, przy czym nikt tak naprawdę nie wie dokładnie ile, bo koszty reformy nie zostały jeszcze policzone, bo i sama reforma jest jak na razie mglista. Więc ani ministerstwo ani samorządy nie wiedzą, jaka będzie jej ostateczna cena.
DWW: Samorządy poradzą sobie z reformą?
MO: Poradzą. W lutym przygotujemy uchwały, które kuratorzy pewnie zdążą zaakceptować. To będzie mnóstwo pracy, ale w pewnością większość JST sobie z nią poradzi. Jesteśmy przecież administracją i musimy działać zgodnie z prawem, nawet jeśli nie odczuwamy z tego tytułu przyjemności.
Dołożymy wszelkich starań, żeby dzieci nie odczuły konsekwencji zmian. W związku z czym samorządy zrobią wszystko, aby rok szkolny był dobrze przygotowany i żeby dostarczyć dzieciom wszystko to, co jest im potrzebne do nauki. Zrobimy to na pewno, bo jesteśmy za to z mocy prawa odpowiedzialni. Jesteśmy także rodzicami, dziadkami, sąsiadami i wiemy, że jak my tego nie zrobimy, to nikt za nas tego nie zrobi. Podchodzimy do sprawy bardzo poważnie. My to po prostu zrobimy dla dzieci.
DWW: Czy wszystkie zmiany są złe?
MO: Jaśniejszą kartką w tej reformie może być szkolnictwo zawodowe, bo może faktycznie będzie ono działało lepiej. Choć niektórzy starostowie uważają, że ono obecnie funkcjonuje poprawnie i niewiele trzeba zmieniać. Jeżeli jednak prawo będzie pomagało w lepszym kształceniu zawodowym, bardziej praktycznym i dostosowanym do potrzeb rynku pracy, to na pewno dobrze.
Jeśli liceum lepiej przygotuje do matury, to też na pewno dobrze. Byle tylko zdążono z programami a podstawa programowa stanowiła logiczną całość i lektury zostały sensownie dobrane, podręczniki dobrze napisane a nauczyciele przygotowani. W szkolnictwie tak naprawdę najważniejsza jest relacja ucznia z nauczycielem. Nauczyciel nie może być sfrustrowany sytuacją zawodową, bo to źle wpłynie na to jak będzie wykonywał pracę.
DWW: W algorytmie na ten rok pojawiła się waga umożliwiająca gotowość do przyjęcia wychowanków młodzieżowych ośrodków wychowawczych.
MO: To ogromnie ważne dla powiatów. Niektóre powiaty podawały wychowanków, którzy nie dotarli. Do dziś muszą się z tego tłumaczyć. Na szczęście jest waga, która umożliwia utrzymanie gotowości na przyjęcie.
Zwiększono też trochę wagę na uczniów szkół podstawowych na terenach wiejskich, co też jest dobre. Oczywiście to są przesunięcia. Największe nastąpiły na dzieci niepełnosprawne. Trudno z tym dyskutować. Jednak taki zabieg wpłynął na obniżenie standardu A. Ale pozostawiam to poza dyskusją. Widocznie tak trzeba było.
DWW: Serdecznie dziękuję za rozmowę.