Wbrew twierdzeniom Ministerstwa Finansów nowy system dochodów jednostek samorządu terytorialnego nie został oparty na jasnych zasadach, lecz na wielu arbitralnie przyjętych wskaźnikach. Trudno się więc dziwić temu, że zagłębiając się w szczegółach technicznych dotyczących naliczania i przyznawania środków finansowych poszczególnym jednostkom samorządu terytorialnego, zaczynamy gubić z pola widzenia podstawowe czynniki. W wyniku tego coraz częściej walka o pieniądze zaczyna się sprowadzać do próby sił, bez chwili refleksji czy ma to sens. W końcu lepiej jest mieć więcej niż mniej.
Dobrze to widać przy sporach dotyczących podziału nowej rezerwy na uzupełnienie dochodów jednostek samorządu terytorialnego. Rezerwę tą przyniosła nowa ustawa o dochodach jednostek samorządu terytorialnego – scalając w jedną całość dotychczasowe rezerwy.
W obowiązującym do tej pory systemie dochodów jednostek samorządu terytorialnego istniało bowiem kilka odrębnych rezerw dedykowanych poszczególnym celom, w szczególności była tu rezerwa części oświatowej subwencji ogólnej – rozdysponowywana na różne punktowe potrzeby w zakresie systemu oświaty oraz tzw. rezerwa drogowa – przeznaczana w głównej części na prace dotyczące obiektów inżynierskich w ciągu dróg powiatowych i wojewódzkich oraz wybrane działania w zakresie dróg wojewódzkich i krajowych w granicach miast na prawach powiatu. Wybór ten nie był przypadkowy. Budowa, przebudowa czy gruntowny remont mostów i wiaduktów są tak kosztowne, że trudno jest je sfinansować bezpośrednio z budżetu danej jednostki samorządu terytorialnego, a jednocześnie drogi powiatowe i wojewódzkie odgrywają kluczową rolę w obsłudze komunikacyjnej danego terenu. Z kolei finansowanie dróg wojewódzkich i krajowych w miastach na prawach powiatu było powiązana z przekazaniem tych dróg w zarządzanie prezydentom miast – w sytuacji, gdy miasta te nie były odrębnie finansowane.
Scalenie dotychczasowych rezerw polegało w praktyce na stworzeniu jednego wielkiego worka, z którego środki mogą być dzielone przy wykorzystaniu wszystkich dotychczasowych kryteriów. I paru kolejnych. Przykładowo – nowe przepisy przewidziały, że środki z nowej rezerwy mogą być przeznaczone również na budowę, przebudowę, remonty, utrzymanie lub ochronę dróg gminnych. Już samo to zwiększyło liczbę potencjalnych beneficjentów środków praktycznie o rząd wielkości – przy ustaleniu ogólnej rezerwy na poziomie porównywalnym z sumą dotychczasowych rezerw.
Dodatkowo na rok 2025 wprowadzone zostało rozwiązanie szczególne – uzasadnione sprawnością rozdziału środków – utrzymujące wyodrębnienie środków dzielonych zgodnie z kryteriami identycznymi jak dotychczasowa rezerwa drogowa. Wydawałoby się, że było to wyraźne wskazanie prawodawcy, żeby przez ten jeden rok kontynuować dotychczasowe funkcjonowanie rezerwy drogowej. Zwłaszcza, że przewidziane środki – 330 mln zł – były na poziomie porównywalnym z dotychczasowymi.
Stało się jednak inaczej. Najpierw przedstawiciele miast na prawach powiatu wpadli na pomysł, aby rzutem na taśmę zrobić ostatni skok na kasę i na swoje potrzeby zagospodarować całość 330 mln zł – wypychając powiaty z tej puli. Argumenty padały rozliczne – przede wszystkim takie, że jakieś ćwierć wieku temu nie otrzymały one właściwego finansowania otrzymanych w zarządzanie dróg wojewódzkich i krajowych. Tyle tylko, że mówiły o tym właśnie w pierwszym roku, w którym w systemie dochodów zostały wyodrębnione jako odrębna kategoria jednostek. Taki mały paradoks.
W sytuacji, gdy środki na przedsięwzięcia drogowe zostały wydzielone do odrębnej puli naturalne byłoby zrezygnowanie z kryteriów „drogowych” w odniesieniu do pozostałych środków. Lepiej jest jednak mieć więcej niż mniej, więc gminy zażądały przyznania im do środków na ich inwestycje. Kosztem m.in. ograniczenia środków na uzupełnienie dochodów w zakresie zadań oświatowych. Też tak można, ale nie zdziwię się jak w drugiej połowie roku ta sama grupa jednostek będzie podnosiła larum, że jest zbyt dużo niesfinansowanych zadań oświatowych.
A do tego trzy województwa zaproponowały, aby ze środków rezerwy pokryć część ich ubiegłorocznych strat powodziowych. Rząd przezornie bowiem dopisał, że środki na uzupełnienie dochodów mogą być przeznaczone również na straty w wyniku nieprzewidzianych zdarzeń. W ten sposób przekierował część roszczeń wobec budżetu państwa na rezerwę dochodów. Oczywiście solidarność międzysamorządowa jest ważna, ale pojawia się pytanie, gdzie powinna być jej granica. I czy powinna to być solidarność wymuszana.
Prace nad podziałem rezerwy dalej trwają, ale już teraz widać, że nowe przepisy okazały się konfliktogenne. Zwłaszcza w sytuacji, gdy ogólna pula środków trafiająca do jednostek samorządu terytorialnego jest zbyt niska względem potrzeb.