Taki jest wynik badania przeprowadzonego na zlecenie gazety Puls Biznesu. Tylko 12 na 1575 gmin w Polsce deklaruje, że ma wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zrealizować pożądane inwestycje. W opinii samej redakcji, to m.in. efekt kukułczych jaj podrzucanych przez rząd.
Mimo, iż jednostki samorządu terytorialnego zaplanowały wydać łącznie w 2011 r. na inwestycje infrastrukturalne 57 mld zł (ostateczne wykonanie nie jest jeszcze znane), to samorządowcy twierdzą, że to ciągle o wiele za mało w stosunku do potrzeb. — Wydajemy rocznie 160 mln zł na inwestycje, z czego te drogowe stanowią 100 mln zł. To jest ogromna kwota jak na możliwości naszego samorządu, a i tak wystarcza jedynie na modernizację istniejącej sieci drogowej. Na nowe drogi ciągle brakuje — twierdzi cytowany przez gazetę prezydent Rybnika, Adam Fudali. Najbardziej na brak pieniędzy na drogi narzekają samorządowcy z województwa lubuskiego — niedostatek deklaruje 89 proc. gmin. Wynika to ze specyfiki regionu - typowo tranzytowego, gdzie przecinają się główne szlaki transportowe. Ale jednocześnie rozbudowana sieć dróg paradoksalnie stanowi problemem, bo trzeba ją stale remontować. Przy okazji samorządowcy lubuscy zauważają, że ograniczenie rządowego dofinansowania w ramach NPBDL do 30 proc. kosztów inwestycji oznacza, że minister finansów mniej pieniędzy na program wydaje, niż dostaje z powrotem z regionu w postaci VAT i innych podatkow. Na kolejnych miejscach są: warmińsko-mazurskie (85 proc.) i podlaskie (81 proc.). Dalej jest bogate dzięki stolicy, ale biedne na obrzeżach, Mazowsze (80 proc.).
Źródło: pb.pl