Nowotarska prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie karetki, która nie dojechała na czas do pacjentki na Podhalu. Karetka pogotowia jechała ponad 40 minut do pacjentki mieszkającej w miejscowości oddalonej zaledwie o 19 kilometrów. Wszystko dlatego, że dyspozytor wysłał jej załogę w kompletnie nieznany teren.
Karetka z Zakopanego przez przeszło 20 minut błądziła po miejscowości, bo kierowca nigdy wcześniej nie jeździł w te rejony. Nie zadziałał też system naprowadzania, ani żadna łączność, w którą wyposażony był pojazd. Rodzina zmarłej widziała krążącą po wsi karetkę, ale nie mogła jej dogonić. Jeden z krewnych pojechał nawet za nią na rowerze.
Wszystko dlatego, że do tej pory do miejscowości jeździły załogi pogotowia z położonego bliżej Nowego Targu. Ten stan rzeczy zmienił się po przeniesieniu dyspozytorni pogotowia z Zakopanego do Krakowa. Nowy, scentralizowany system ratunkowy w Małopolsce miał pomóc w lepszym wykorzystaniu zespołów pogotowia.
Niestety, 83-letnia mieszkanka Skrzypnego na Podhalu zmarła, zanim dotarła do niej pomoc.
Źródło informacji: RMF/ http://polskalokalna.pl