Wiele wskazuje na to, że jednostki samorządu terytorialnego dołożą się do uregulowania kwestii reprywatyzacji. Zgodnie z obecną propozycją będą one zwracały Skarbowi Państwa połowę rekompensaty wypłaconej byłym właścicielom tych nieruchomości, które obecnie są mieniem samorządowym.
Warto zauważyć, że pierwotna propozycja Ministerstwa Sprawiedliwości nie przewidywała takiego rozwiązania. Zostało ono wprowadzone w wyniku uwag Ministerstwa Finansów, które – choć teoretycznie ma stać na straży interesu całego systemu finansów publicznych – to jednak postanowiło odciążyć podsektor rządowy kosztem samorządowego. Ubolewać należy, że interes fiskalny zwyciężył nad sprawiedliwym uregulowaniem sytuacji.
Reprywatyzacja – czy to w naturze, czy to w ramach pieniężnej rekompensaty – jest konsekwencją niezgodnych z prawem działań państwa, którego to urzędnicy częstokroć podejmowali rozstrzygnięcia sprzeczne nawet z ówcześnie obowiązującym prawem. III RP jest następcą prawnym owego państwa, a zatem to na niej spoczywa prawny i moralny obowiązek uregulowania sytuacji. I całość związanych z tym kosztów powinna co do zasady obciążać budżet państwa.
Włączanie w to budżetów poszczególnych jednostek samorządu terytorialnego oznacza właściwie tyle, że najpierw ktoś przekazał mienie z wadą prawną, a następnie nie tylko nie poczuwa się do odpowiedzialności za tę wadę, ale jeszcze oczekuje partycypacji w likwidacji owej wady. W nieco brutalniejszych słowach można powiedzieć, że najpierw złodziej przekazał komuś cudze mienie, a potem zachęca tę osobę do pokrycia roszczeń okradzionego…
Projektodawcy oczywiście wskażą, że jest to rozwiązanie i tak korzystne dla jednostek samorządu, bo bez opracowywanej ustawy mogłyby być zmuszone albo do zwrotu całości mienia, albo też zapłaty jego równowartości. Tymczasem wpłata na rzecz Skarbu Państwa stanowi jedynie ułamek wartości. Istotnie jest to prawda, ale wynika ona z bardzo specyficznego traktowania jednostek samorządu terytorialnego przez sądy w sprawach reprywatyzacyjnych. Z powodów co najmniej dyskusyjnych utarła się linia orzecznicza wskazująca na to, że nabycie przez gminę, powiat, czy województwo nieruchomości w drodze komunalizacji nie stanowi nieodwracalnego skutku prawnego. Gdyby tą samą nieruchomość nabył od Skarbu Państwa jakikolwiek podmiot prywatny – na podstawie dowolnego tytułu prawnego – to wobec nieodwracalności skutków sąd odmówiłby orzeczenia zwrotu nieruchomości w naturze i zasądził obowiązek wypłaty odszkodowania przez państwo. Tymczasem w przypadku nieruchomości przekazanych jednostkom samorządu sądy bezkrytycznie przerzucają całość odpowiedzialności właśnie na nie. Przy takim podejściu faktycznie rozwiązanie ustawowe jest lepsze – tyle że jego przewaga jest konsekwencją wcześniejszego skwapliwego popierania przez przedstawicieli rządu przywołanej linii orzeczniczej. W końcu zmniejszała obciążenia budżetu państwa…
Dla takiego myślenia powinna być jednak pewna granica. Zauważyć też należy, że w zakresie wyposażenia przez Skarb Państwa w mienie sytuacja powiatów i województw oraz sytuacja gmin są diametralnie różne. Gminy w roku 1990 zostały wyposażone nie tylko w mienie niezbędne do realizacji poszczególnych zadań publicznych, lecz również w nieruchomości stanowiące po prostu uposażenie majątkowe. Można zatem powiedzieć, że skoro gminy otrzymały więcej niż było to niezbędnie konieczne ze względu na zakres ich zadań – a była to suwerenna decyzja państwa – to obecnie powinny na zasadzie solidarności partycypować w kosztach uregulowania sytuacji prawnej otrzymanych nieruchomości. Inaczej przedstawia się sytuacja w przypadku powiatów i województw. One bowiem otrzymały tylko nieruchomości związane z przekazywanymi zadaniami, np. szkoły średnie, domy pomocy społecznej, szpitale. Nie dysponują dodatkowo otrzymanymi nieruchomościami, które można zbyć i z tego źródła pokryć oczekiwaną przez Skarb Państwa wpłatę. W praktyce będzie ona musiała pochodzić z dochodów własnych. Warto dodać, że dochody powiatów zostały przy ich tworzeniu skalkulowane na poziomie niższym niż rzeczywiste koszty realizacji zadań. Oznacza to, że bieżące zadania publiczne będą musiały ucierpieć w związku z dawnymi winami państwa. A to już nie ma aksjologicznego uzasadnienia.