Zgodnie z poselską propozycją nowelizacji ustawy o systemie oświaty kuratorzy oświaty znów mają otrzymać prawo do wiążącego opiniowania zarówno sieci szkolnej, jak i likwidacji oraz przekształcenia szkół i placówek prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego.
W uzasadnieniu czytamy, że proponowane zmiany maja na celu przywrócenie kontroli kuratorów oświaty nad działaniami jednostek samorządu terytorialnego w zakresie racjonalnego kształtowania sieci publicznych szkół i przedszkoli. Racjonalnego – czyli jakiego?
Gdy weźmiemy do ręki słownik języka polskiego dowiemy się, że w użytym znaczeniu racjonalny to „oparty na nowoczesnych, naukowych metodach, dobrze zaplanowany i dający dobre wyniki”.
Istotą samorządu terytorialnego jest pozostawienie wspólnocie zamieszkującej dany teren prawa do samodzielnego decydowania o zadaniach publicznych realizowanych w celu zaspokojenia jej zbiorowych potrzeb. Rozsądne jest założenie, ze poszczególne gminy i powiaty będą poszukiwały takiej organizacji oświaty na swoim terenie, który pozwoli na osiągnięcie odpowiedniego poziomu nauczania przy określonych, dostępnych na ten cel środkach; będą zatem działały racjonalnie. Po co tutaj kurator oświaty? Jego interwencja byłaby uzasadniona, gdyby jednostki samorządu lokalnego miały powszechną skłonność do samodestrukcji i próbowały same sobie szkodzić ustalając sieć szkolną.
Projektodawcy próbują to sugerować. W innym miejscu uzasadnienia ustawy czytamy, że w minionych latach zmiany w sieci szkół były podyktowane głównie względami ekonomicznymi i miały na celu ograniczenie wydatków ponoszonych przez jednostki samorządu terytorialnego na prowadzenie szkół i placówek publicznych (w tym omijanie przepisów ustawy – Karta Nauczyciela, m.in. w zakresie gwarancji dotyczących wysokości wynagrodzeń nauczycieli).
Trudno nie zadumać się nad tym zdaniem. Wygląda na to, że przy zarządzaniu szkołami nie należy uwzględniać czynnika ekonomicznego. Dobrze się to wpisuje w kierunek wyznaczony przez expose premier Beaty Szydło, która napiętnowała ekonomizację służby zdrowia. Najwyraźniej ekonomizacja funkcjonowania oświaty zasługuje na równie negatywną ocenę.
Negatywna ocena faktycznie byłaby uzasadniona, gdyby dokonywane zmiany odbywały się ze szkodą dla uczniów. Tyle że tak nie jest. Nie jest to opinia przedstawicieli jednostek samorządu terytorialnego, której można by zarzucić nieobiektywność. Jest to ustalenie dokonane przez Najwyższą Izbę Kontroli w ramach kontroli „Wpływ likwidacji szkół publicznych na warunki realizacji zadań oświatowych gmin”. NIK wyraźnie stwierdził, że pogorszenie warunków kształcenia nie nastąpiło. Tam, gdzie w miejsce zlikwidowanych szkół gminnych powstały szkoły niepubliczne i publiczne nieprowadzone przez gminy nie pojawiły się żadne istotne zmiany w warunkach kształcenia. W przypadku pełnej likwidacji uczniowie trafiali co prawda do szkół o znacznie większej liczbie uczniów, ale zapewniono im naukę bez łączenia klas oraz większą dostępność do urządzeń sportowo-rekreacyjnych, świetlic, stołówek i bibliotek szkolnych – a zatem warunki kształcenia się poprawiły. We wszystkich przypadkach uzyskano oszczędności, nawet przy uwzględnieniu zwiększonych kosztów dowozu dzieci.
Gminy były zatem w stanie zapewnić nie gorsze warunki nauki przy mniejszych kosztach. Działały zatem całkowicie racjonalnie. Minimalizacja kosztów w wielu przypadkach była zresztą koniecznością. Co innego pozostaje gminie, gdy progi wynagradzania nauczycieli są negocjowane na poziomie ogólnokrajowym, a część oświatowa subwencji ogólnej co do zasady nie pokrywa kosztów bieżącego funkcjonowania systemu oświaty?
Tyle że taka racjonalność najwyraźniej nie podoba się projektodawcom. Nie rozważają bowiem ani jakości kształcenia, ani efektywności ekonomicznej nauki. Boleją natomiast nad tym, że w wyniku wprowadzanych zmian następowało omijanie przepisów ustawy – Karta Nauczyciela w zakresie wysokości wynagrodzeń (to w szkołach przekształconych), a także – jak należy domniemywać – że część nauczycieli straciła pracę (to w szkołach całkowicie zlikwidowanych). Elementarna wiedza z ekonomii pokazuje dwie rzeczy:
· jeżeli pominięcie przepisów określonej ustawy daje oszczędności przy nie pogorszonej jakości świadczonej usługi, to regulacja taka stanowi zaburzenie poziomu równowagi. W przypadku Karty Nauczyciela nauczyciele w szkołach publicznych otrzymują wynagrodzenie wyższe niż otrzymywaliby w warunkach wolnego rynku;
· jeżeli zmiany organizacyjne dają oszczędności przy nie pogorszonej jakości świadczonej usługi, to pierwotna organizacja nie była optymalna.
W obu przypadkach racjonalne jest dokonanie zmian – i właśnie jednostki samorządu terytorialnego to robią. W ograniczonym zresztą zakresie, gdyż władze samorządowe maja naturalne ograniczenie w postaci oporu społecznego, który muszą pokonać przed jakimikolwiek głębszymi zmianami.
Tymczasem projektodawcy w ręce kuratora oświaty chcą przekazać władzę decydowania o tym, co jest racjonalne. Nie trudno przewidzieć, że wtedy niekoniecznie kluczowe będzie efektywne zorganizowanie systemu; większe znaczenie będzie miała obrona każdego nauczycielskiego miejsca pracy, zwłaszcza że nie będzie się to wiązało z żadnymi konsekwencjami finansowymi dla kuratora i budżetu państwa. Konsekwencje te będzie musiała ponieść jednostka samorządu terytorialnego.
Może zatem warto wprowadzić do słowników nowe znacznie pojęcia „racjonalny”: „racjonalny – w języku polityki – zgodny z interesem nauczycieli”
Grzegorz P. Kubalski