Hasło o konieczności wsparcia biednych gmin wiejskich często podnoszone jest w dyskusji nad finansami publicznymi. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana.
Ciekawe dane dotyczące tego zagadnienia przedstawił w minionym tygodniu na corocznej konferencji samorządowej Banku Gospodarstwa Krajowego Wojciech Misiąg. Wskazał on, że właściwie nie ma żadnych istotnych różnic między średnimi dochodami (w przeliczeniu na głowę mieszkańca) gmin miejskich (poza MPP), wiejskich i miejsko-wiejskich. Więcej – przeciętnie gmina wiejska uzyskuje na głowę mieszkańca więcej (3.223,0 zł) niż miasto nie mające praw powiatu (2.941,9 zł).
Skąd więc problemy finansowe gmin? Skąd nieustanne wołanie o dodatkowe środki? Wydaje się, że z trzech powodów.
Po pierwsze – gmina wiejska gminie wiejskiej nierówna. Na średnią składają się bowiem zarówno gminy mające ze względów przypadkowych doskonałą sytuację finansową (vide Kleszczów), gminy położone w obszarach metropolitalnych, jak i niewielkie gminy gdzieś na rubieżach Polski. O ile zatem średnia może wychodzić dobrze, to sytuacja konkretnych gmin niekoniecznie musi się różowo przedstawiać.
Po drugie – część dochodów gmin nie jest wprost proporcjonalna do liczby mieszkańców – taki charakter mają chociażby podatki od nieruchomości gruntowych. W odniesieniu do takich dochodów mniejsza liczba mieszkańców danej jednostki samorządu terytorialnego automatycznie prowadzi do wyższego średniego dochodu. Gminy wiejskie są znacznie bardziej rozległe, a przy tym mające mniej mieszkańców niż małe i średnie miasta.
Po trzecie – koszty realizacji usług publicznych w miastach i na wsiach są z oczywistych powodów różne. Innego poziomu wydatków wymaga budowa infrastruktury w zwartej zabudowie – innego w zabudowie rozproszonej. Inne są realia świadczenia usług społecznych dla zwartych skupisk ludzkich, a inne dla domków rozsianych wśród pól i lasów. Konieczność dowożenia dzieci do szkoły jest przykładem najlepiej widocznym, choć niekoniecznie najważniejszym. Inną sprawą jest konieczność świadczenia w wielu przypadkach usług na skalę mniejszą niż ekonomicznie uzasadniona.
Rozważając kierunki zmian systemu dochodów należy zatem zachować dużą rozwagę. Z jednej strony nie wolno opierać się bezkrytycznie na wielkościach statystycznych, z drugiej strony trzeba się pogodzić z naturalnymi różnicami i nie oczekiwać takiego poziomu finansowania, aby zapewnić świadczenie usług publicznych wszędzie na takim samym wysokim poziomie. Na marginesie - szczególnie zabawna jest tutaj postawa wielu „świeżych” mieszkańców wsi, którzy wyprowadziwszy się z miasta w teren o niższej wartości metra kwadratowego ziemi oczekują identycznej jakości usług jak w mieście. Nie da się też obronić istnienia każdej gminy. Jeśli znalazła się ona w sytuacji trwałej niezdolności finansowania zadań publicznych ze swoich dochodów bez zmian w granicach jednostek samorządu się nie obędzie – to jednak temat na inny felieton.
Grzegorz P. Kubalski