Podczas prac Forum Debaty Publicznej "Samorząd terytorialny dla Polski", organizowanej przez Kancelarię Prezydenta RP, ktoś rzucił hasło potrzeby poprawienia warunków funkcjonowania organów stanowiących - najlepiej przez wprowadzenie prawnego obowiązku tworzenia biur rady czy też sejmiku. Miałoby to wpływać na poprawę sprawności działania rad gmin, rad powiatów i sejmików województw, a także wzmacniać pozycję ich przewodniczących.
Na ocenę, czy jest to pomysł roztropny pozwolę sobie w dalszej części felietonu, tymczasem natomiast stwierdzam, że pomysł podchwycono i rozpoczęto tworzenie projektu stosownych regulacji prawnych.
Oprócz wprowadzenia obowiązku tworzenia osobnej komórki w urzędzie, mającej zajmować się obsługą rady lub sejmiku, proponuje się aby miała ona wyodrębniony budżet (w tym na zatrudnianie niezależnych ekspertów oaz zamawianie analiz i opinii dotyczących np. projektów uchwał zgłaszanych przez organ wykonawczy). Przewodniczący rady (sejmiku) miałby także pełnić funkcję kierownika takiego biura.
Tak chciałoby widzieć przyszłość.
A jak jest dzisiaj?
Sytuacja jest klarowna. Gminą, powiatem czy też województwem rządzi organ wykonawczy, a przewodniczący organu stanowiącego wyłącznie organizuje pracę rady (sejmiku) i prowadzi obrady tego gremium.
Aktualnie, ustawy ustrojowe przesądzają więc podział ról. I dobrze, bowiem jeszcze kilka lat temu przepisy nie były tak jasne. Zdarzały się więc bardzo ostre konflikty pomiędzy np. wójtem, a przewodniczącym rady o prawo reprezentowania gminy na zewnątrz.
Obecnie, nie znam urzędu samorządowego, w którym nie wyodrębniono komórki czy też osoby zajmującej się obsługą pracy rady. W województwach, większych miastach i w części powiatów funkcjonują one w oparciu o wieloosobową strukturę, zatrudniającą nie tylko osoby zajmujące się kwestiami organizacyjno – logistycznymi ale i także np. prawników.
Rzecz jasna wiadomo kto jest przełożonym tych osób – kierownik urzędu samorządowego (wójt, burmistrz, prezydent, starosta lub marszałek).
Rada wypracowuje pewien styl działania i artykułuje swoje oczekiwania co do kierownika urzędu, w zakresie zagwarantowania warunków jej dziania.
To przewodniczący rady na bieżąco współpracuje z osobami prowadzącymi obsługę rady, ale sytuacja tych pracowników jest klarowna – ich przełożonym jest kierownik urzędu.
Oczywiście, nie wszędzie współpraca pomiędzy władzą wykonawczą, a przewodniczącym rady układa się wspaniale (zdarza się że bywa bardzo szorstka). Ale wynika to w większości przypadków z różnic o podłożu politycznym czy też osobowościowym, a nie błędów systemowych, kształtujących ustrój samorządu terytorialnego.
Najważniejsze jednak, że wiadomo kto rządzi jednostką samorządu terytorialnego, odpowiada za jej funkcjonowanie, a także kieruje urzędem.
Dlatego pomysł wprowadzenia obligatoryjności tworzenia biura rady, kierowanego przez przewodniczącego organu stanowiącego, oceniam krytyczne.
To wypuszczenie swoistego "demona władzy" (tkwiącego w głowach części liderów samorządowych zasiadających w fotelach przewodniczących rad) i tworzenie pola konfliktów w ramach administracji samorządowej (biuro rady będzie "zamorską krainą", nietykalną, chronioną przez przewodniczącego zarządzającego "swoją" ekipą). Rozwiązanie takie rodzić będzie problemy zarządcze (np. na linii pracodawca – podwładny) oraz, co nie bez znaczenia, wiązać się z dodatkowymi kosztami (nie trzeba mieć wybujałej wyobraźni, by postawić tezę, że zatrudnienie w tych komórkach będzie systematycznie rosnąć, a pieniądze na dodatkowe analizy i ekspertyzy będą się musiały zawsze znaleźć).
To w końcu będzie czynnik pogarszający, a nie poprawiający współpracę pomiędzy organami gminy, powiatu czy województwa. Biuro rady z takimi kompetencjami stanie się bowiem zapleczem instytucjonalnym wzmacniającym opozycję dla wójta, zarządu powiatu czy też województwa.
Jestem więc przeciw, bo mądre przysłowie: "zgoda buduje, a niezgoda rujnuje" zbyt często sprawdzała się już w życiu publicznym.
Zdarzają się w kraju sytuacje, kiedy władza wykonawcza nadużywa swoich kompetencji, ograniczając możliwości działania organów stanowiących. Są to jednak wyjątki, a nie powszechna praktyka.
Dlaczego dla ukrócenia tych wyjątków mamy pogarszać warunki funkcjonowania zdecydowanej większości, która chce normalnie i uczciwie pracować?
Wolę, aby zarządzający samorządami terytorialnymi mogli w spokoju budować przyszłość wspólnot lokalnych i regionalnych. Po co mają koncentrować potencjał osobisty, a także urzędu, na "oganianie się" przed ciągłymi atakami, które hamują a nie przyspieszają procesy rozwojowe?
Po prostu – nie stać nas na to!
Życzę wszystkiego dobrego
Marek Wójcik