Ten serwis używa cookies i podobnych technologii, brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Więcej »

Zrozumiałem

Czy tylko nadgorliwość?

Czy tylko nadgorliwość? fot. canva

Stawianie wyśrubowanych wymagań przy standaryzacji warunków realizacji zadań publicznych może prowadzić do skutków odwrotnych niż zamierzone.

Do zaopiniowania przez Komisję Wspólną Rządu i Samorządu Terytorialnego trafiły bliźniacze projekty rozporządzeń Ministra Edukacji i Nauki oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego zmieniające rozporządzenia w sprawie podstawowych warunków niezbędnych do realizacji przez szkoły – odpowiednio ogólne i artystyczne – ich zadań, a także przez nauczycieli zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych oraz programów nauczania. Nowelizacja rozporządzeń ma na celu ustalenie nowych standardów dla sprzętu teleinformatycznego używanego w szkołach – zwłaszcza wobec perspektywy zakupu kilkudziesięciu tysięcy komputerów w ramach środków z Krajowego Planu Odbudowy.

Wydawałoby się, że nie może tu się pojawić żadne niepokojące rozwiązanie. W końcu postęp techniczny w informatyce jest oczywisty i co jakiś czas trzeba dokonywać aktualizacji wymagań sprzętowych, aby nie kupować komputerów przedpotopowych z punktu widzenia dzisiejszych możliwości i potrzeb. Okazało się jednak, że Ministerstwo Edukacji i Nauki – grające pierwsze skrzypce w pracach legislacyjnych w tym zakresie – postanowiło zmienić nie tylko wymagania sprzętowe, lecz również gwarancyjne. W pierwotnej wersji projektu rozporządzenia była to gwarancja producenta co najmniej 48 miesięcy, z czasem reakcji nie dłuższym już jeden dzień roboczy i naprawą w ciągu 5 dni roboczych od dnia zgłoszenia, przy czym zasadą ma być naprawa on-site.

Niby wszystko w porządku – w końcu czy nie jest tak, że im lepsze warunki gwarancji tym lepiej dla użytkownika? Na papierze, w oderwaniu od realiów rynkowych – może i tak; w rzeczywistości – już niekoniecznie. Dlaczego?

Ministerstwo narzuciło wymóg gwarancji producenta, a tym samym nie wchodzą w grę żadne rozszerzone gwarancje udzielane np. przez dystrybutora, czy sprzedawcę. To producent na swoje produkty musiał dawać co najmniej czteroletnią gwarancję – a takich producentów w przypadku chociażby laptopów zbyt wielu to nie ma. Jeśli nawet niektóre firmy taką gwarancję dają to zwykle dotyczy to modeli z wyższych serii, a zatem znacznie droższych. W realiach biznesowych – gdy kluczowa jest chociażby moc obliczeniowa – czasami opłaca się kupić komputer z czteroletnią gwarancją nawet jeśli kosztuje trzy razy więcej niż komputer z gwarancją dwuletnią. W przypadku zastosowań szkolnych już niekoniecznie – zwłaszcza jeśli chodzi o komputery uczniowskie. Tymczasem pomysł resortu edukacji skazuje szkoły (albo rząd gdy będzie kupował zbiorowo komputery) na wybór drogich rozwiązań. Dystrybutor pewnie się ucieszy, finanse publiczne – nie. Niekoniecznie wiele zmienia skrócenie pod wpływem uwag strony samorządowej minimalnego okresu gwarancji producenta z czterech do trzech lat.

Podobnie wygląda sytuacja z innymi warunkami. Przykładowo – gwarancja on-site z pewnością jest najwygodniejsza i daje większą gwarancję zachowania kontroli nad danymi wgranymi na komputerze, ale też i droższą niż gwarancja door-to-door ze względu na samą procedurę jej przeprowadzania. Jest ona też oferowana przez mniejszą liczbę firm – zatem jest droższa również ze względu na mniejszą konkurencję.

Przedstawiciele strony samorządowej liczyli na to, że o przesłankach stojących za taką a nie inną decyzją przekonają się na posiedzeniu plenarnym. Niestety stało się inaczej. W dniu posiedzenia plenarnego okazało się, że Minister Edukacji i Nauki opiniowane rozporządzenie już zdążył podpisać – bez oczekiwania na opinię Komisji Wspólnej. Podpisał podobno z datą z połowy grudnia, ale jeszcze tuż przed Świętami nie było ono opublikowane nie tylko w Dzienniku Ustaw, ale nawet na stronie Rządowego Centrum Legislacji w dziale poświęconym bieżącym pracom legislacyjnym. O podpisaniu rozporządzenia strona samorządowa przez kilka dni nie była informowana i nie za bardzo miała nawet skąd dowiedzieć się, że taki fakt miał miejsce. Niezbyt to partnerskie podejście i budzące podejrzenia o co w tym wszystkim może chodzić - tym bardziej, że Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego zgodnie z obowiązującymi przepisami zaczekał na opinię – choć przypuszczam, że i tak w imię spójności przepisów w poszczególnych szkołach zignoruje uwagi samorządowe i przyjmie takie same rozwiązania jak Minister Edukacji I Nauki.

Za parę miesięcy dowiemy się czy szczególna troska o warunki gwarancji zaowocuje korzystnymi ofertami w przetargach – czy też wręcz przeciwnie.

Wt., 27 Gr. 2022 0 Komentarzy
Grzegorz P. Kubalski
Redaktor Grzegorz P. Kubalski