Ewangeliczne wezwanie symbolicznie sugeruje, że nie zawsze prawa ręka powinna wiedzieć co robi lewa. Obecnie rząd postanowił najwyraźniej wznieść się na wyższy poziom i doprowadzić do tego, że nawet ci co coś wykonują nie będą wiedzieli co i dlaczego.
Aktualnie przez wydziały komunikacji przewala się fala klientów. Mobilizujący skutek wywarła perspektywa wprowadzonych pospiesznie w połowie ubiegłego roku przepisów przewidujących karanie za niezarejestrowanie pojazdu albo za niezgłoszenie jego nabycia/zbycia. Nie budzi to entuzjazmu ani obywateli, ani starostw – jako że wiąże się z dodatkowym, znacznym obciążeniem pracą. W dodatku nie wiążącą się z uzyskaniem dodatkowych dochodów. Wszyscy zatem zadają sobie pytanie, czy tak ukształtowane przepisy były konieczne. I napotykają na niespodziewane trudności w uzyskaniu odpowiedzi.
Przywołane wyżej przepisy zostały wprowadzone do ustawy – Prawo o ruchu drogowym. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że w takim razie za prace legislacyjne odpowiadało Ministerstwo Infrastruktury. Przepisy znalazły się bowiem w ustawie nowelizującej ustawę o utrzymaniu czystości i porządku w gminach oraz niektórych innych ustaw – prowadzonej w Parlamencie w imieniu Rady Ministrów przez Ministra Środowiska. W uzasadnieniu wskazano, że pilne uchwalenie przepisów karnych – wprowadzonych do projektu już po uzgodnieniach międzyresortowych i konsultacjach społecznych – jest niezbędne ze względu na uzasadnioną opinię Komisji Europejskiej zarzucającej Polsce nieprawidłowe wdrożenie pochodzącej jeszcze z 2000 roku dyrektywy w sprawie pojazdów wycofanych z eksploatacji. Rzekomo brak kar powiązanych z dokumentowaniem prawa własności pojazdów miał prowadzić do tego, że nie trafiają do stacji recyklingu. Kary zatem wprowadzono.
Tyle tylko że wprowadzono je w wyjątkowo chaotyczny i niekonsekwentny sposób. W wyniku tego np. niezarejestrowanie używanego pojazdu pochodzącego z Niemiec będzie się wiązało z karą, zaś niezarejestrowanie takiego samego pojazdu pochodzącego ze Szwajcarii – już nie. Niezgłoszenie zbycia pojazdu używanego zarejestrowanego w Polsce będzie karane, a niezgłoszenie zbycia pojazdu sprowadzonego z zagranicy i utrzymywanego na obcych numerach – już nie. Trudno wyobrazić sobie, że właśnie o to mogło Komisji Europejskiej chodzić.
Związek Powiatów Polskich podjął zatem próbę dotarcia do stanowiska Komisji Europejskiej, które miało leżeć u podstaw całej zmiany.
Ministerstwo Infrastruktury zaprzeczyło, by stanowiskiem tym dysponowało – choć udało się ustalić, że przedmiotowe przepisy były zainspirowane wcześniejszym projektem przygotowanym w resorcie odpowiedzialnym za transport.
Wydawało się zatem, że źródłem wiedzy będzie dawne Ministerstwo Środowiska – obecne Ministerstwo Klimatu. Lektura odpowiedzi na prośbę o przesłanie dokumentu okazała się porażająca. Otóż Ministerstwo Klimatu w pierwszej kolejności stwierdziło, że „dokument nie jest ogólnie dostępny na stronie Komisji Europejskiej”. Obserwacja była równie błyskotliwa, co zastanawiająca. Skoro do Ministerstwa zostało skierowane zapytanie o dokument, to zapewne nie było go w zasobach ogólnodostępnych. Tylko dlaczego urzędnicy Ministerstwa Klimatu wzięli się za szukanie uzasadnionej opinii na stronach internetowych? Przecież w uzasadnieniu pisanego przez siebie projektu pisali o tym, jak to proponowane przez nich przepisy są odpowiedzią na żądania Komisji Europejskiej. Nie musieli zatem szukać dokumentu źródłowego – chyba że sami nie wiedzieli co robią, bo projekt pisali bazując wyłącznie na tym co usłyszeli.
Ciąg dalszy odpowiedzi jest równie intrygujący. Ministerstwo Klimatu zauważyło bowiem, że „zarzuty skierowane są do Rzeczypospolitej Polskiej, dlatego organem właściwym w ewentualnym uzyskaniu treści dokumentu jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które przekazywało odpowiedź do Komisji Europejskiej”. Wygląda zatem na to, że należy pytać Ministerstwo Spraw Zagranicznych o dokument, który rzekomo przesądził o kształcie ustawy. Znów pojawia się pytanie – jakim cudem urzędnicy nie są w stanie znaleźć w swoim własnym miejscu pracy dokumentu, który referowali pisząc uzasadnienie?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że prawda może wyglądać nieco inaczej niż była przedstawiana pierwotnie przez Ministerstwo Środowiska, a obecnie przez jego następcę – Ministerstwo Klimatu. Nie byłby to pierwszy taki przypadek w zakresie wdrażania prawa unijnego. Powszechnie krytykujemy to prawo, a często jest ono jedynie ogólnymi ramami, które w szczegółach zostały wypełnione przez nadgorliwego polskiego ustawodawcę. Ustawodawcę, który wie lepiej – zwłaszcza gdy ma na kogo winę zwalić. Aby to się jednak udało obywatele nie mogą być zbyt wnikliwi i żądać dostępu do dokumentów, które potencjalnie mogą zburzyć narrację rządu jak domek z kart…