Dla większości polskich parlamentarzystów, strach przed decyzjami swoich politycznych szefów powoduje, że codzienną niemal praktyką jest działanie wbrew zdrowemu rozsądkowi i logice, byleby zgodnie z linią partii. To ani śmieszne, ani smutne. To niebezpieczne, a skala problemu niestety narasta.
Można odnieść wrażenie, że mądrzy i roztropni ludzie, chcący naprawdę zrobić coś dobrego dla kraju, pozostawiają ten swój pozytywny potencjał w domach, albo gubią go w drodze do Warszawy.
Wbrew merytorycznych argumentom, zachowują się jakby byli ubezwłasnowolnieni, czego dowody widoczne są niemal codziennie w trakcie prac Sejmu i Senatu.
Głosowania odbywają się według stałego mechanizmu:
- posłowie i senatorzy z PO lub PSL zawsze stoją murem za pomysłami rządowymi, bez względu na to czy są one mądre czy nie najmądrzejsze. Dlaczego tak, bo… tak i ten komentarz musi wystarczyć. Natomiast, kiedy coś wymyśli przedstawiciel partii opozycyjnej to na pewno jest to głupie i nie zasługuje na poparcie;
- z kolei przedstawiciele partii opozycyjnych zachowują się dokładnie odwrotnie. W głosowaniach oznacza to, że partie rządzące czy ministrowie nie mają prawa mieć dobrych propozycji. Nawet, jeśli ma się pewność, że rząd składa dobry projekt, to i tak głosuje się przeciw. Dlaczego nie, bo… nie i to wszystko. No i rzecz jasna, jeśli ktoś z którejkolwiek z partii opozycyjnych zgłosi niekoniecznie nawet najmądrzejszą poprawkę (żeby nie napisać szkodliwą) to na złość rządzącym tę poprawkę się w ciemno popiera.
- Kto złamie te zasady, ląduje na dywaniku partyjnego decydenta i naraża się na polityczną banicję. Dowodów na działanie tego typu mechanizmu było w ostatnich latach bez liku.
W najlepszym wypadku, desperat odważający się mieć swoje zdanie znajdzie się być może na liście kandydatów w kolejnych wyborach tyle, że z dala od tzw. „miejsc biorących mandat”.
Partnerzy społeczni i gospodarczy rezygnują
Konsekwencją uboczną, ale widoczną coraz bardziej przez uczestnika procesu legislacyjnego jest to, że topnieje grupa osób, która ma jeszcze chęć przychodzić na Wiejską, by przedkładać merytoryczne argumenty uzasadniające konieczność korekt procedowanych ustaw.
Z przytoczonych wyżej powodów, wynik takich próśb o logikę działania i rozsądek w stanowieniu prawa jest, bowiem znany już przed rozpoczęciem obrad sejmowych lub senackich komisji.
To bardzo groźne zjawisko, bo właśnie te osoby stwarzały szansę, że działanie partyjnych maszynek zostanie osłabione. Dzięki temu efekty procesu legislacyjnego były lepsze (nie tylko w sferze merytorycznej, ale także formalnej).
Lecz zachowanie posłów oraz senatorów może frustrować i nie wszyscy to wytrzymują, co potwierdzają znajomi przedstawiciele różnych stowarzyszeń, samorządów zawodowych, fundacji, związków zawodowych, federacji, itd.
A przecież wystarczyłoby tylko, aby parlamentarzyści mieli odwagę tak samo myśleć, mówić i robić u siebie w domu oraz w Sejmie i Senacie.
Myślę, że nie zwariowałem oczekując tego typu zachowania. Stąd przedstawiona w tytule prośba do parlamentarzystów, ale i także apel do innych uczestników procesu legislacyjnego. Nie przyzwyczajajmy się do tego, że partyjna maszynka do głosowania przemieli wszystkie nawet najmądrzejsze pomysły ekspertów.
Marek Wójcik