Ten serwis używa cookies i podobnych technologii, brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Więcej »

Zrozumiałem

List za list - czyli ZNP kontra MEN

List za list - czyli ZNP kontra MEN fotolia.pl

Sławomir Broniarz, szef ZNP i Katarzyna Hall, minister edukacji narodowej, najwyraźniej zaczęli hołdować starożytnej maksymie verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje), przy czym najnowszą wymianę listów rozpoczął ten pierwszy.

Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego napisał do rodziców, że ministerstwo edukacji jest be i trzeba się wspólnie bronić. Jak na nauczyciela (aktualnie nieaktywnego) przystało, zachęca rodziców do zapoznania się z niecnymi – z punktu widzenia związku nauczycieli - planami resortu edukacji, który zamierza umożliwić samorządom „zlecanie zadań oświatowych” organizacjom pozarządowym i innym podmiotom wyłonionym w konkursach. Zdaniem Broniarza „To spowoduje, że gmina, powiat lub samorząd województwa będą mogły przekazywać innym podmiotom wszystkie szkoły, przedszkola i placówki oświatowe. Szkoły nie będą prowadzone tak, jak dotychczas przez samorządy, ale przez fundacje, stowarzyszenia i związki wyznaniowe”.  Dalej przewodniczący pisze, że nie występuje przeciw fundacjom, stowarzyszeniom i związkom wyznaniowym, ale jednak występuje, bo – jak pisze - „chcemy zwrócić uwagę na fakt, że to samorząd jest i powinien być odpowiedzialny za kształcenie oraz prowadzenie szkół”.

W dalszych słowach swego listu prezes Broniarz, powołując się na list rodziców łódzkich gimnazjalistów wzywa do wspólnej krucjaty przeciw resortowi oświaty i pisze tak: „Nie pozwólmy na zastępowanie naszych szkół tańszą wersją, na obniżenie jakości kształcenia, na ograniczenie szans edukacyjnych dzieci; na oddawanie szkół, które często powstały dzięki pracy i zaangażowaniu rodziców”. Znaczy larum grają, ZNP w potrzebie, bowiem ułatwienie podmiotom działającym w obszarze pożytku publicznego starania się o prowadzenie szkoły uderza bezpośrednio w interesy związku i jego szefa.

Bardzo zgrabnie ujęła to w swojej odpowiedzi pani minister Katarzyna Hall, pisząc: „Rozumiem, że proponowane przez MEN zmiany mogą godzić w interes ZNP, ale na pewno nie jest on zgodny z interesem nauczycieli likwidowanej szkoły. Ci najczęściej po prostu tracą zatrudnienie. Przekazanie lub grupowanie będzie dla nich szansą na kontynuowanie pracy ze swoimi uczniami w tym samym budynku szkolnym”.

Minister odpowiadając na zarzuty związkowe wskazała w swoim liście - odpowiedzi, skierowanym nie tylko do rodziców, ale i do nauczycieli na najważniejsze przesłanki planowanych zmian i ich korzyści. Jak zauważa w swojej odpowiedzi, na mocy obecnego prawa stowarzyszenie założone przez rodziców również obecnie może przejąć do prowadzenia większą szkołę, ale wiąże się to z wcześniejszą likwidacją placówki i - co za tym idzie - pozbawieniem jej źródeł finansowania na kilka miesięcy. Nowe przepisy mają na celu zniesienie tego ograniczenia, jak i innego, w myśl którego obecnie możliwe jest przekazanie jedynie szkół liczących nie więcej niż 70 uczniów. Co więcej, przekazane w trybie proponowanym przez ministerstwo szkoły nadal będą szkołami bezpłatnymi, publicznymi i dostępnymi dla wszystkich uczniów.

Skoro obie strony przede wszystkim chcą przekonać do swoich racji rodziców, to ja także – będąc rodzicem – czuję się upoważniony, aby wtrącić do tego sporu swoje dwa grosze. Sam chodziłem do szkoły, w której obowiązywała jedna prawda, a moje dzieci już w przedszkolu musiały robić w okolicach 1 maja chorągiewki i nie były to chorągiewki biało-czerwone. Moje doświadczenie podpowiada, że monopol nie daje dobrych rezultatów. Jeżeli odnieść do systemu nauczania, to nie ma żadnych wątpliwości, że różnorodność oferty edukacyjnej wyjdzie na dobre wszystkim aktorom tego teatru – rodzicom, nauczycielom, ministrom i  najważniejszemu podmiotowi procesu edukacji, czyli uczniowi.

Szkoły, bez względu na organ prowadzący będą musiały szlachetnie rywalizować o ucznia (czyli pośrednio o finanse). I nie będzie mogła to być walka na pieniądze, tylko jakość oferty programowej, zajęcia dodatkowe i skuteczność nauczania mierzoną wynikami obiektywnych egzaminów, uczestnictwa w olimpiadach i innych sprawdzianach. Szkoda, że Związek Nauczycielstwa Polskiego tego nie widzi, albo – co gorsza – wie dobrze, co oznacza taka rzeczywistość i dlatego tak się przed nią broni. W tym wypadku potwierdza tylko prawdziwość przekonania resortu edukacji, które i ja podzielam, że ZNP nie broni uczniów, rodziców czy nawet nauczycieli, ale pilnuje swoich interesów. 

Zmiany proponowane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej są logiczne, zgodne z duchem czasu i polityką edukacyjną Unii Europejskiej. I jest tylko kwestią czasu, kiedy zostaną wdrożone, ponieważ to dzięki nim staniemy się bardziej nowoczesnym państwem z lepiej wykształconą i z większą wiedzą młodzieżą.

I tylko pytam: skoro tak będzie, to dlaczego dzięki niektórym aktorom edukacyjnej sceny musimy doświadczyć aż dwóch chińskich przekleństw: obyś cudze dzieci uczył oraz obyś żył w ciekawych czasach, zanim będzie jak powinno być.

Treść obu listów odpowiednio: znp.edu.pl oraz men.gov.pl

Śr., 13 Kw. 2011 0 Komentarzy Dodane przez: Tadeusz Narkun